piątek, 19 grudnia 2014

Ogłoszenie parafialne :3

                                                Witam was drodzy czytelnicy!

Ostatnio doszłam do paru ważnych rzeczy, którymi chcę się z wami podzielić, a mianowicie:
-posty dodawane będą raz na miesiąc, ze względu braku czasu (rozszerzona matematyka potrafi skutecznie zabrać wolny czas),
-przydały by się wasze komentarze, nie wymagam ich dużo, po prostu chcę wiedzieć, czy ktoś to czyta, co myśli  o " Nadzwyczajni", cokolwiek,
-zastanawiam się, czy nie stworzyć zakładki "bohaterowie", czy może jednak wolicie wyobrażać ich sobie po swojemu ( tu KONIECZNIE proszę o waszą opinię w kom :) )
                                      Dziś to na tyle, miłego weekendu :D
                                                                                                                       Monia

Rozdział III

    Dalila poczuła mocne szarpnięcie za ramię i parę rąk spoczywających na jej barku. Zaspana podniosła głowę i otworzyła oczy.
-No nareszcie.-Anna stała nad nią i uśmiechała się ironicznie.-Już myślałam, że się nie obudzisz śpiąca królewno.Wstawaj, masz pięć minut.
-Pięć minut na co?-Zdezorientowana dziewczyna wstała z łóżka i przeciągnęła się.-Jestem tu dopiero od paru godzin.
-Nie mów, że zapomniałaś.-Annabelle przyjrzała się jej z ciekawością, po czym pokręciła z niedowierzaniem głową.-Inicjacja, Dalilo.
-Cholera, zapomniałam.-Dziewczyna rozejrzała się w panice po podłodze szukając czegoś do ubrania. Chwyciła dresowe spodnie i luźny t-shirt, gdy poczuła jak Anna łapię ją za ramie-Co znowu?
-Mundurek.-Dalila spojrzała na nią z niezrozumieniem i pochyliła dziwacznie głowę.-Czy ty zaglądałaś do szafy?-Dziewczyna pokręciła przecząco głową, na co czarnowłosa wybuchła śmiechem. Podeszła do mebla i wyjęła z niej parę brązowych spodni i koszulkę tego samego koloru. Podała komplet dziewczynie.-Wiem, że to niezbyt ciekawy strój, ale jest tymczasowy. Odpowiedni dostaniesz po inicjacji.
  Dalila pobiegła z łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zdjęła z siebie stare ubranie i przemyła ciało. Wciągnęła na siebie spodnie i koszulkę, a włosy związała w koński ogon. Ostatni raz spojrzała w lustro i skrzywiła się. Na jej lewym policzku widniał ślad odciśniętej poduszki.
-Dobrze, że zdążyłam się wykąpać.-Mruknęła po czym wyszła z pomieszczenia.
   Anna stała oparta o drzwi wyjściowe i bawiła się telefonem. Gdy tylko zobaczyła dziewczynę kiwnęła głową i wyszła na korytarz. Dalila ruszyła jej śladem przez całą drogę milcząc. Dziewczyny wyszły na dziedziniec i ruszyły dalej kamienną ścieżką. Blondynka jak zaczarowana przyglądała się ogromnej fontannie stojącej pośrodku malowniczego ogrodu. Rzeźba przedstawiała ogromnego ptaka szykującego się do lotu. Jego rozłożone skrzydła dotykały wody, a ostry dziób uniesiony był ku słońcu. To właśnie z tego miejsca tryskała błękitna woda.Wciąż zapatrzona w fontannę nie zauważyła osoby idącej z naprzeciwka i z impetem uderzyła o tors nieznajomego. Odbiła się od metalowej zbroi upadając boleśnie na ziemię.
-Panna Roberts.-Młody mężczyzna uśmiechnął się niedbale i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.-Wszyscy już na panią czekają.
  Dalila chwyciła ofiarowaną dłoń i rumieniąc się ustała na nogach. Strażnik kiwnął tylko głową i odwrócił się w stronę Annabelle.
-Panno Edwards dziękuje za pomoc, jednak pozwoli pani, że to ja zaprowadzę adepta na arenę.-Chłopak nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie trzymając dłoń Dalil i zmuszając ją by szła za nim. Mijając kolejne ścieżki dziewczyna starała się zapamiętać drogę, jednak pogoniła się przy kolejnych zakrętach. Tajemniczy strażnik w milczeniu pokonywał kolejne metry z gracją pantery omijając wystające korzenie drzew, przytrzymując przy tym niezdarną towarzyszkę. Gdyby nie on Dalila już dawno nabawiłaby się wielu siniaków. Chwilę potem chłopak przystanął i naprężył mięśnie.
-Coś jest nie tak.-Strażnik zmrużył oczy rozglądając się po lesie, w którym się znaleźli.Korony ogromnych drzew były tak gęste, że tylko nikłe promienie światła przedostawały się przez gęstwinę, oświetlając słabo wydeptane ścieżki.-Ktoś na obserwuje. Zostań tu i nie rozmawiaj z nikim dopóki nie wrócę.
  Chłopak znikł w zaroślach, zostawiając ją samą. Las wydawał się mroczny i przytłaczający. Dziewczyna mimowolnie objęła się dłoń starając się uspokoić rozdygotane ciało. Skupiła się na kolejnych oddechach jednocześnie nasłuchując podejrzanych hałasów. Chwile potem usłyszała głuchy trzask gałązki tuż za nią. Automatycznie wysunęła dłoń i pozwoliła by znajoma energia opuściła jej ciało. Poczuła metaliczny smak w ustach, jednak wciąż "trzymała" napastnika. Przyciągnęła rękę do klatki piersiowej i wpatrywała się w miejsce, z którego dochodził odgłos szurania. Z zarośli wyłonił się czarny skórzany but, a chwilę potem noga i reszta ciała. Gdy ujrzała znajomą twarz nie mogła zdusić śmiechu.
-To nie jest zabawne.-Wściekły Peter leżał na ziemi starając się uwolnić z jej więzów. W końcu przestał się szamotać i uśmiechnął się łobuzersko.-Jeśli chciałaś zobaczyć mnie leżącego u swoich stóp mogłaś wymyślić ciekawszy sposób.-Dalila poczuła łaskotanie w dłoni i spojrzała na chłopaka. Jego postać zaczęła się rozmywać tracąc wyrazistość i kontury. Wydawało się jakby rozpływał się w powietrzu. Dallila widząc to uśmiechnęła się i biegiem ruszyła w jego stronę. W ostatniej chwili chwyciła jego znikającą dłoń i ścisnęła ją mocno. Poczuła jak robi się delikatna,a jej ciało rozbija się na milion kawałeczków. Jasne objęło każdy jej najmniejszy fragment wypełniając drobne komórki. Chwile potem poczuła rwący ból, a jasny blask zastąpiła czerń zmieszana ze srebrem. Usłyszała okrzyki zdziwienia i poruszenie. Powoli odzyskała ostrość widzenia a pulsujący ból w głowie znikł. Podniosła się powoli zadowolona z siebie i strzeliła kośćmi karku. Rozejrzała się po miejscu, w którym się znalazła i zamarła. Była w nowocześnie urządzonym pokoju o czarnych ścianach i białych meblach. Podłoga wyłożona była srebrnymi kafelkami a ścianę na przeciwko Dali zastąpiło ogromne okno. W pomieszczeni oprócz niej i Petera stała dyrektorka i dwie inne kobiety oraz dwoje mężczyzn. Wszyscy wpatrywali się w dwójkę przybyszy ze zdziwieniem i złością. Chwile potem do pokoju wpadł ktoś jeszcze. Dalila odwróciła głowę w stronę drzwi które znajdowały się po jej prawej stronie. Znajomy strażnik spojrzał na nią i otworzył szeroko oczy. Potrząsnął lekko głową i spojrzał na postać leżącą na ziemi.
-Peter.-Chłopak uśmiechnął się i kiwnął głową.-Mogłem się domyśleć, że to ty.
-Max, przecież wiesz, że wykorzystam każdą sytuacje, żebyś wyszedł na niekompetentnego idiotę.-Chłopak podniósł się z ziemi i skłonił się dyrektorce.-Manon dostarczyłem wam waszą zgubę. Mam nadzieję, że nie będzie więcej sprawiać kłopotów.-Chłopak wycofał się z pokoju mrugając zawadiacko do dziewczyny, po czym zamknął drzwi.Dalila rozejrzała się niepewnie skubiąc końcówki włosów. Podniosła wzrok na panią Berlage i zobaczyła, że ta się uśmiecha.
-Jesteś gotowa, moja droga.-Dziewczyna kiwnęła głową, wciąż czując nieprzyjemne ciarki na plecach. Kobieta spojrzała na starszego z dwójki mężczyzn.-Robercie.
    Mężczyzna o ciemnych włosach i orlim nosie podszedł do blondynki i chwycił ją za ramiona popychając w stronę drzwi. Gdy wyszli na korytarz skręcił w prawo i włożył klucz w mały otwór. Biała ściana rozsunęła się ukazując ciemny i wąski korytarz. Robert pchnął delikatnie Dalie zachęcając ją, by weszła do środka. Dziewczyna przestąpiła próg i ruszyła przed siebie. Ściany były tak blisko siebie, że blondynka niemal zahaczała o nie ramionami. Tuż za zakrętem zobaczyła pokój o szarej barwie ścian i kamiennej podłodze. Pomieszczenie było ogromne, wykonane na planie koła o średnicy co najmniej dwudziestu metrów i wysokie na dziesięć metrów. Dalila rozejrzała się i na jednej ze ścian zobaczyła szklane okno. To z stamtąd przyszła. Dyrektorka i pozostali w pomieszczeniu obserwowali ją uważnie skanując każdy jej ruch. Zmieszana odwróciła wzrok by się nie denerwować.
-Podejdź tu, panno Roberts.-Głos towarzyszącego jej mężczyzny był skrzekliwy i głośny, co idealnie pasowało do jego wyglądu. Dziewczyna posłusznie zbliżyła się do dziwnego urządzenia stojącego na środku pokoju i usiadła na wskazanym miejscu.-Poczujesz lekkie ukłucie.
   Dziewczyna aż podskoczyła kiedy w jej skroń wbiła się mała igła. Obraz przed oczami dziewczyny zaczął się zamazywać, ustępując miejsce nowemu.
-Inicjacje czas zacząć.-głos Roberta cichł z każdym słowem, jak by mężczyzna oddalał się od niej. Dalila chciała wstać z fotela, jednak zorientowała się, że nie siedzi już na nim, ale na jałowej ziemi. Rozejrzała się uważnie badając nowy krajobraz. Stała gdzieś na środku ogromnej połaci wyschniętego terenu, bez najmniejszego śladu roślinności. Nienaturalnych rozmiarów słońce rozgrzało ciało Dalili niemal natychmiast. Dziewczyna podwinęła spodnie i rozpięła guziki koszuli starając się trochę ochłodzić ciało. Już miała ściągnąć buty, gdy przed nią stanął mężczyzna. Czarne ubranie okrywało jego ciało, a ciemna chusta zakrywała niemal całą twarz, ukazując tylko puste niebieskie oczy.Nieznajomy ruszył na nią wymierzając pierwszy cios idealnie w brzuch. Dziewczyna zgięła się w pół i upadła na kolana. Kolejny cios padł na plecy pozbawiając ją całkowicie tchu.
-Broń się!-Nieznajomy spojrzał na nią z pogardą.-Chyba, że chcesz tu zginąć.
    Dalila podniosła się powoli, jednak mężczyzna zaatakował natychmiast nie dając jej czasu nawet na obronę. Grad ciosów padł na jej twarz i brzuch znów powalając ją na ziemie. Nieznajomy odsunął się, patrząc na nią bezlitosnymi oczami. Dziewczyna poczuła jak wzbiera w niej złość i energię krążącą po jej ciele. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Chwile potem z ust nieznajomego uciekł rozdzierający krzyk. Mężczyzna padł na kolana wijąc się z bólu. Dalila zamknęła oczy i ocierają usta z krwi wyobraziła sobie jak kość w jego nodze pęka. Usłyszała głuchy chrzęst i kolejny krzyk. Po kolei łamała mu kości, jedna po jednej,czując jak ucieka z niej energia. Wyczerpana usiadła na ziemi i spojrzała na ciało nieznajomego. Wiele kości przebiło ciało i materiał ubrania. Mężczyzna oddychał ciężko starając się ruszyć którąś z kończyn. Dziewczyna odwróciła wzrok i zamknęła oczy, nie chcąc patrzeć na powiększającą się kałuże krwi. Powstrzymała łzy i czując ogromy ból podniosła się chwiejnie z ziemi. Ruszyła przed siebie omijając zwłoki by znaleźć wyjście z tej dziwnej symulacji. Chwile potem poczuła jak ziemia pod jej stopami osuwa się, a ona leci w dół, tracąc grunt pod nogami. W ostatniej chwili stworzyła tarczę pod sobą co pozwoliło jej złagodzić upadek. Dziewczyna znalazła się w ogromnej lodowej jaskini, tak różnej od jałowej krainy. Płatki śniegu wirowały w powietrzu miękko okrywając podłoże jaskini. Dalila spojrzała w górę, jednak po miejscu, z którego przybyła nie było śladu. Na suficie jaskini znajdowały się jedynie ogromne lodowe szpikulce, które chybotały się niepewnie, jakby miały zaraz spaść. Dla własnego bezpieczeństwa Dalila użyła mocy i uformowała wokół siebie tarczę. Ruszyła przed siebie w głąb jaskini, szukając z niej wyjścia. Gdy wydostała się z pierwszej komory jej oczom ukazała się ogromna przestrzeń. Podeszła bliżej, gdy usłyszała pod sobą cichy chrzęst. Cofnęła się automatycznie, spoglądając niepewnie pod nogi. Ujrzała drobne pęknięcia sunące niczym wąż w głąb jaskini, niszczące za sobą kolejne fragmenty lodu.
-Zamarznięte jezioro.-Serce dziewczyny stanęło, gdy z wody wyłoniła się ogromna macka, a za nią kolejne. Kończyny przebywającej pod wodą istoty biły wściekle po resztkach zamarzniętej wody, krusząc ją na drobne kawałeczki.-To jakieś żarty!
   Dziewczyna chciała cofnąć się do wcześniejszej części jaskini, jednak gdy cofając się, poczuła na plecach chłód zamarzniętego kamienia. Zaklęła cicho wpatrzona w szalony i śmiertelny taniec macek bestii. Obserwowała ich ruch i pozbywszy się tarczy ruszyła przed siebie. Podeszła ostrożnie do wzburzonej tafli jeziora i musnęła jej powierzchnie palcami. Skupiła się na swoim połączeniu z żywiołem i wyobraziła sobie odpowiedni kształt. Woda zaczęła poruszać się niespokojnie, tworząc kulisty kształt na powierzchni. Dalila wciąż mając zamknięte oczy formowała ciecz, starając się nie popełnić żadnego błędu, unikając jednocześnie bliskiego spotkania z macką. Bańka powiększała się wyłaniając się na powietrze. W samym jej centrum siedział ogromny potwór, zamknięty w niej jak w śnieżnej kuli. Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na sufit jaskini, na której jeżyły się sople lodu. Nie patrząc na stworzenie posłała je w górę nabijając na kawałki lodu. Poczuła jak krople krwi kapią na jej twarz i dłonie. Rękawem brązowej koszuli otarła czerwone plamy i spojrzała na jezioro. Zamiast wody ujrzała czarną otchłań. Pokręciła z niedowierzaniem głową i podeszła do brzegu przepaści. Chwyciła w dłoń drobny kamień leżący u jej stóp i posłała go w sam środek otworu. Nie usłyszała żadnego dźwięku.
-Pewnie mam tam wleźć co?-Wiedziała, że ją słyszą.-To się nazywa dręczenie ludzi! Przez takie rzeczy człowiek może zbzikować!-Spojrzała niepewnie w dół i uspokoiła oddech.-No to jedziemy!.
  Chwile potem unosiła się bezwładnie w czarnej przestrzeni patrząc z przerażeniem na niknące jasne światełko jaskini.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział II

 Dalila zeszła na dół i udała się do kuchni. Przy stole siedzieli rodzice zajęci 
przyrządzaniem kolacji. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i podeszła do nich.
-Mamo, tato.-Dwie pary oczy zwróciły się w jej stronę.-Chcę tam jechać. Wiem, że nie taką przyszłość mi zaplanowaliście, ale uczą tam normalnych przedmiotów. Po skończeniu nauki w Akademii będę mogła...
   Isabelle uniosła rękę uciszając w ten sposób córkę. Kobieta podeszła do niej i objęła jej dłoń swoimi szczupłymi palcami.
-Dalilo rozumiem to, że chciałabyś się tam uczyć, gdyż szkoła sprawia przyjemne wrażenie , jednak...-Pani Roberts ściągnęła brwi przypatrując się zdenerwowanej córce. Kobieta westchnęła cicho mocnej ściskając dłoń dziewczyny.-Nie taką szkołę ci wybraliśmy. Razem z ojcem chcemy, żebyś miała jak najlepszy start w dorosłe życie. Nie pozwolimy ci zniszczyć sobie takiej szansy z powodu jednej zachcianki.
-Zachcianki?!-Wściekła Dalila wyrwała rękę i przyjrzała się matce.-Czy ty nie rozumiesz co ja potrafię?! Mogę zrobić komuś krzywdę. Kto inni, jak nie oni, mi pomoże?
-Zabierzemy cię do najlepszych lekarzy. Doktor Mashllow powinna wiedzieć...
-Chcecie zapisać mnie do psychiatryka?-Dziewczyna cofnęła się o krok, jakby była porażona prądem. Z obrzydzeniem spojrzała na rodziców.- Czy wy jesteście normalni?
- Doktor Eleanor jest psychologiem.-Tym razem odezwał się ojciec dziewczyny. Daniel wstał od stołu i ustał obok żony.-To będzie najlepsze wyjście z całej tej szalonej sytuacji.
-Szalonej?! To moje życie!-Dziewczyna wytarła łzy. Była wściekła na rodziców. 
-Pokazać wam coś szalonego?-Dalila uśmiechnęła się ironicznie i wyciągnęła przed siebie dłoń. Tym jednym gestem pozwoliła uciec swojej całej frustracji i przelała ją na przedmioty w kuchni. Gdy zacisnęła palce w pokoju rozniósł się jeden wielki huk. Państwo Roberts skulili się, osłaniając głowy przed odłamkami szkła, jednak dziewczyna nie pozwoliła im nawet zbliżyć się do rodziców. Odłamki stłuczonych naczyń zawisły w powietrzu kołysząc się delikatnie. Pierwsza podniosła się Isabelle rozglądając się po kuchni, w ślad za nią poszedł jej mąż. Ich twarz pozostawała bez wyrazu, gdy odwrócili się w stronę córki.
-Dalilo Auroro Roberts natychmiast udasz się do swojego pokoju i nie ruszysz się z niego na krok!-Oczy pana Robertsa pociemniały, a jego twarz przybrała buraczkowy odcień.-Jutro o 6 masz być gotowa na rozpoczęcie roku i nie chcę nawet słyszeć o jakichkolwiek imprezach co najmniej przez miesiąc. A teraz wyjdź!
   Zdenerwowana dziewczyna opuściła dłoń pozwalając odłamkom szkła upaść na podłogę, po czym odwróciła się na pięcie i wszyła z pomieszczenia. Coraz bardziej zrozpaczona wbiegła po schodach i weszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i pozwoliła by słone łzy spłynęły po jej policzkach. Była zawiedziona i bezradna. Dla jej rodziców liczyła się tylko jej kariera i ich chore ambicje. Tak bardzo chciała zadzwonić do Sammy, jednak bała się reakcji przyjaciółki. Podeszła do kurtki by z jej kieszeni wyciągnąć zostawiony tam telefon. Miała już zadzwonić do dziewczyny jednak jej uwagę przykuła drobna karteczka ułożona na biurko. Dziewczyna wzięła w dłoń kawałek papieru i odczytała napis " Mamy nadzieję, że wkrótce do nas dołączysz droga Dalilo. Gdybyś czegoś potrzebowała zadzwoń do mnie(567 890 134). Czekam z niecierpliwością. Pani Manon Berlage"
   Dziewczyna przejechała opuszkami palców po czarnych zawijasach i uśmiechnęła się. Wystukała na klawiaturze numer dyrektorki akademii, czekając aż kobieta odbierze.
- Witaj Dalilo-Głos kobiety był spokojny i delikatny.-Czy coś się stało?
-Czy mogłaby pani wysłać po mnie samochód.-Dziewczyna ściszyła głos, by rodzice nie mogli usłyszeć jej rozmowy.-Byłabym bardzo wdzięczna, gdyż jeszcze dziś mam zamiar przybyć do Akademii, jednak nie znam trasy na pamięć i nie bardzo stać mnie na taksówkę.
-A twoi rodzice?
-Oni są dziś zajęci.-Dalila modliła się by kobieta nie potrafiła rozpoznawać lub czytać w myślach.-Są pochłonięci pracą, nie ma szans by się wyrwali.
-Oh, rozumiem.-Na chwilę odgłosy w słuchawce ucichły, po czym po drugiej stronię dało się słyszeć dziwny szmer.-Mam lepszy pomysł niż taksówka, Ile czasu potrzebujesz moja droga?
-Jakieś 10 minut.-Dziewczyna spojrzała na spakowaną walizkę i uśmiechnęła się.-Pięć minut i będę gotowa.
-To wspaniale!-Dalila niemal czuła jak kobieta po drugiej stronie uśmiecha się.- Czekaj w swoim pokoju. Twój transport zjawi się tam dokładnie o czasie. Do zobaczenia!
-Ale jaki...-Po drugiej stronie zapadła głucha cisza.-Cholera!
 Dziewczyna w pośpiechu wyjęła notes z szafki biurka i nabazgrała na nim krótką informację dla rodziców. W chwili, gdy pisała ostatnią linijkę, w pokoju rozniósł się głośny huk i pokaźna wiązka przekleństw.
-Kto normalny stawia walizkę na środku pokoju?!-Dalila odwróciła się przerażona i nie wierzyła własnym oczom. W jej pokoju stał Peter. Chłopak spojrzał na nią i uśmiechnął się.-No tak, mogłem się tego spodziewać.
-Co ty tu robisz?
-Jak myślisz. jaki transport miała na myśli Manon?-Chłopak podniósł rękę i wskazał na siebie.
-Ty?! To chyba jakieś żarty?-Dziewczyna spojrzała na sufit i wzniosła ręce ku górze.-Przecież byłam grzeczna!
-Bardzo zabawne.-Chłopak westchnął zirytowany i chwycił rączkę walizki.-A teraz chodź tu i daj mi swoją dłoń.
   Dziewczyna podeszła do niego niechętnie i spełniła jego prośbę. W chwili, gdy ich palce się złączyły, na schodach rozniosło się echo kroków.
-Dalilo, czy wszystko gra?-Dziewczyna przerażona spojrzała na drzwi swojego pokoju i mocniej ścisnęła dłoń Petera.
-Mógł byś się pospieszyć?-Spojrzała na niego błagalnym spojrzeniem.-Chcę już  stąd iść.
-Więc oni nic nie wiedzą?-Kroki na schodach były coraz głośniejsze.
-Nie, chodźmy już!-Klamka od drzwi poruszyła się delikatnie. 
    W chwili, gdy w pokoju pojawiła się głowa Pani Roberts, obraz przed oczami dziewczyn zaczął się rozmazywać. Zdążyła tylko zobaczyć jej wściekłe spojrzenie, a następnie stała już w gabinecie dyrektorki Akademii Św. Pawła. Pani Manon uśmiechnęła się na ich widok.             -Miło cię znów widzieć Dalilo.-Kobieta podeszła do niej i przytuliła ją po czym odwróciła się w stronę Petera.-Dziękuje ci drogi chłopcze. Czy mógłbyś poprosić do mnie Anne? Czeka na korytarzu.
-Oczywiście.-Chłopka skinął głową i nie zaszczyciwszy dziewczyny choćby spojrzeniem wyszedł z pokoju.
-Dalilo.-Kobieta zwróciła się do niej.-Anna będzie dziś twoją przewodniczką. 
Oczywiście najpierw udasz się do swojego pokoju. Dziś jest sobota, więc o naukę  nie musisz się martwić. Wszystkie przybory i podręczniki znajdziesz u siebie, wraz z mapą szkoły. Plan lekcji dostaniesz jutro.-W tej samej chwili drzwi do gabinetu otworzyły się i stanęła w nich młoda dziewczyna o czarnych włosach i piwnych oczach. Jej wysportowaną sylwetkę okrywały ciemne skórzane spodnie i czarny sweter.-Mam  nadzieję, że Annabelle okażę się pomocna.-Dyrektorka kiwnęła głową i zajęła się wypełnianiem papierów.
-Będziesz tu tak stać, czy w końcu się ruszysz?-Cichy syk wydobył się z ust dziewczyny o czarnych włosach.-Nie mam całego dnia.
     Dalila wyszła posłusznie za Anną rozglądając się po holu. Pomieszczenie było urządzone na wzór starych zamków. Długi czerwony dywan zakrywał kamienną podłogę, a ceglane ściany starano upiększyć rożnymi obrazami. Zasłony w starych oknach wyblakły już, tracąc swój krwistoczerwony kolor. Ponurego nastroju dodawały jeszcze ogromne świeczniki zwisające z sufitu, które skrzypiały potwornie przy każdym najdrobniejszym przeciągu. Dziewczyna skuliła się, czując jak jej ciało drży. Anna skręciła w kolejny identyczny korytarz zatrzymując się przy ogromnych drewnianych drzwiach.
-To twoja sypialnia.-Dziewczyna pchnęła je do środka i gestem dłoni wskazała Dalii pokój.     -Każdy z nas ma własną, więc możesz robić tu co chcesz. Daję ci pół godziny. Potem pokażę ci resztę Akademii. Wieczorem odbędzie się twoja inicjacja. Przyprowadzę cię tu z powrotem, byś mogła się wcześniej przyszykować.
-Inicjacja?-Dziewczyna spojrzała przerażona na Anne, domagając się wyjaśnień.
-Twoje uroczyste przyjęcie do szkoły.-Annabelle westchnęła i ruszyła dalej w ciemny korytarz zostawiając dziewczynę samą.
     Dalila otworzyła szerzej drzwi i zamarła. Pokój całkiem różnił się od korytarzy. Podłoga wykonana była z jasnego drewna, a ściany utrzymane w kolorze ciepłego beżu. Całość dopełniały ręcznie rzeźbione dębowe meble i ogromne łózko z białym baldachimem. Łoże przykrywała czerwona pościel w symetryczne wzory. Obok posłania stała drobna szafka nocna, a na niej świecznik. W lewym koncie pokoju, tuż obok drzwi, stała ogromna szafa. Dalila podeszła do niej i przejechała palcami po jej rzeźbieniach. Wyryte na niej sceny przedstawiały bitwę morską, tonące statki i umierających ludzi. Ostatni fragment ukazywał wojownika trzymającego w jednej dłoni włócznie, a w drugiej uniesioną ku górze tarczę. Dziewczyna przyglądała się zafascynowana, gdy ktoś dotknął jej ramienia. Dalila obróciła się, jednak nikogo nie zauważyła. Przestraszona rozejrzała się po pokoju. Na biurku, które ustawione było pod ogromnym oknem, siedział Peter i uśmiechał się łobuzersko.
-Więc jak podoba ci się twoja nowa sypialnia?-Chłopak rozłożył ręce, wskazując wolną przestrzeń.
-Była o wiele ładniejsza bez ciebie.-Dalila chwyciła swoją walizkę i podeszła do komody stojącej obok szafy. Jej szuflady udekorowane były tymi samymi scenami bitwy.
-Nie do twarzy ci ze złością.-Chłopak zeskoczył z biurka i stanął w progu drzwi uśmiechając się kpiąco.-Powinnaś być mi wdzięczna, w końcu mogłem cię tam zostawić.
-Wątpię byś zrobił to z czystej dobroci.-Dziewczyna odwróciła się do niego przodem, jednak Petera już nie było.-Palant!-Krzyknęła, mając nadzieję, że ją usłyszy.
  Rozpakowała resztę swoich rzeczy układając je w odpowiednich miejscach. Ubrania i bieliznę ułożyła w komodzie, płaszczę i sukienki powiesiła w szafie, na jej dnie układając różne pary butów. Książki do czytania ułożyła na biurko, na samym przedzie ustawiając swoją ulubioną powieść "Przeminęło z wiatrem". Gdy prawie skończyła zauważyła wąskie drewniane drzwi, ukryte za zasłoną. Przekręciła klamkę i pociągnęła je do siebie wpuszczając odrobinę światła do zamkniętego pomieszczenia. Tuż za drzwiami znajdowała się ogromna łazienka stworzona na planie koła. Na środku stała drobna wanna o pozłacanych nóżkach, po lewej zaś stronie umieszczona była piękna umywalka wyryta w kamiennej ścianie, a nad nią okrągłe lustro. W najdalszym zakamarku umieszczony stał kamienny brodzik, sięgający dziewczynie do kolan. Dziewczyna podeszła do przyrznica i znalazła dwa złote kurki. Przekręciła jeden i jak zaczarowana przyglądała się wodzie kpiącej z malutkich otworów w suficie. Wyglądało to, jakby tylko w tym miejscu padał deszcz. Dalila powoli zdjęła z siebie ubranie i weszła pod strumienie gorącej wody, Pozwoliła, by jej napięte do tąd mięśnie, rozluźniły się pod dotykiem kropli wody. Potrzebowała takiej chwili relaksu. W końcu czuła się spokojna.

--------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podobało :) Monia

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział I

-Co zrobiłeś?!-Głośny francuski akcent sprawił, że Dalila natychmiast się ocknęła.-Peter Donald Roling jesteś niesubordynowanym nicponiem!-piskliwy głos starszej kobiety odbił się echem od ścian.
-Manon, nie przesadzaj.-dziewczyna niemal wszędzie rozpoznała by ten głos. Maks.-Ona była już naga. Nic jej nie zrobiłem, rozebrała się z własnej woli.-Dziewczyna na dźwięk tych słów pisnęła cicho z zażenowania i przerażenia. W tej samej chwili pożałowała swojego wybuchu. Dwie pary oczu zwróciły się natychmiast w jej stronę. Nie mogła już udawać, że śpi. Plan jej ucieczki spalił na panewce jeszcze zanim udało się jej go wymyślić.
-Porozmawiamy o tym później, Peter.-syknęła kobieta.- Teraz natychmiast wyjdź z tego pokoju.
-Oczywiście, monami.-Maks alias Peter zwrócił się w stronę Dalili uśmiechając się delikatnie. Dopiero teraz mogła zobaczyć soczystą zieleń jego oczu i urocze dołeczki.- Do zobaczenia moja droga buntowniczko.-Widząc rumieniec na twarzy dziewczyny wyszczerzył tryumfalnie zęby i ukłonił się.-Miło było cię poznać.-Chłopak uśmiechnął się po raz ostatni i zatrzasnął drzwi.
    Dziewczyna mimowolnie drgnęła na ten dźwięk. Przerażona rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokój był mały, ale przytulny. Na środku stało ogromne łóżko, na którym właśnie leżała. Obok stała szafka nocna z starą lampą. W lewym koncie pomieszczenia  znajdowała się ręcznie rzeźbiona szafa z ciemnego drewna, a po drogiej stronie mała biblioteczka i biurko. Dziewczyna spojrzała na drugi kraniec łóżka i podniosła się niemal natychmiast, chwytając najbliżej znajdującą się rzecz. Padło na drobny pomarańczowy segregator.
-Nie bój się, droga Dalilo.-Starsza kobieta o czarnych włosach przeplatanych siwymi pasmami podniosła się z aksamitnej czerwonej pościeli i uniosła dłonie w geście kapitulacji.-Nie chcę cię skrzywdzić.
-Kim jesteś i czego chcesz?!-Warga dziewczyny drgała od szlochu, który owładnął jej ciałem.-Wypuść mnie stąd!
-Spokojnie.-Francuska cofnęła się o krok, wciąż nie opuszczając dłoni.-Jestem Manon Berlage i jestem dyrektorką Akademii Św. Pawła w Cardiff. Trafiłaś tu z powodu tego kim jesteś. Peter, którego poznałaś już jako Maksa, ściągnął cię tu na moją prośbę. Wiem, że sposób, w jaki cię tu sprowadził, mógł być dość...-Manon ściągnęła brwi w zamyśleniu, szukając odpowiedniego słowa.-...radykalny, jednak mam nadzieję, że pozwolisz mi wytłumaczyć gdzie i dlaczego się tu znalazłaś.
   Dziewczyna poczuła jak strach opuszcza jej ciało i mimowolnie opadła na łóżko upuszczając swoją broń. Czuła się zmęczona i bardzo bezbronna, mimo tego była spokojna. Kiwnęła głową na znak, że wysłucha co francuska ma do powiedzenia.
- Tak więc droga Dalilo Roberts...-kobieta usiadła na poprzednie miejsce i w skupieniu przyjrzała się dziewczynie.-...jak już wspomniałam znalazłaś się w Akademii z powodu umiejętności jakie posiadasz. Ich drobny zarys został nam przekazany przez Petera, dzięki incydentowi, który między wami zaszedł i za który zostanie ukarany.-Kobieta przyjrzała się twarzy Dalili szukając jakichś emocji, jednak, gdy nic takiego nie ujrzała, uśmiechnęła się i rozluźniła.-Nasza placówka jest przeznaczona dla osób wybitnych, którzy posiadają pewne dodatkowe zdolności. Szkoła nie jest obowiązkowa, jednak nauka w niej jest niemal zalecana dla osób takich jak ty. Będziesz mieć tu możliwości, by rozwinąć swój dar i nauczyć się nad nim panować, co sprawi, że nie będziesz zagrożeniem dla siebie i swoich bliskich. Twoi rodzice zostali natychmiast poinformowani o twoim pobycie w naszej Akademii i właśnie czekają na ciebie w świetlicy. Jeśli chcesz mogę...
   Dziewczyna podniosła się natychmiast i niemal biegiem rzuciła się do drzwi. Usłyszała za sobą ciche westchnienie w chwili, gdy jej bose stopy dotknęły pierwszych stopni wysokich schodów. Tabliczki na każdych drzwiach były oznaczone nazwą przedmiotu, którego w nich uczono oraz nazwiskiem wykładowcy. W końcu, na parterze, odnalazła duże drewniane drzwi z napisem " Świetlica ". Dalila przekręciła mosiężną klamkę i wpadła do pokoju. Pomieszczenie było przestronne, wielkości sali gimnastycznej w jej szkole. Po lewej stronie umieszczony był ogromny telewizor plazmowy, a obok niego para ogromnych czerwonych foteli, w których można było utonąć oraz bordowa sofa. Pośrodku stał misternie wykonany stolik z jasnego drewna, a obok niego stara i zakurzona lampa. Jedną ze ścian zajmował kominek otoczony niezliczoną liczbą puf i poduszek. Na środku pokoju stał stół bilardowy i piłkarzyki. Po prawej stronie umieszczona została drobna biblioteczka, a obok niej drewniane krzesło obite ciemną gąbką. światło padające z trzech małych okien, ulokowanych dokładnie naprzeciwko wejścia, nie było w stanie rozjaśnić pomieszczenia. Jedynie ogromne świeczniki, umieszczone pod sufitem, mogły w nocy oświetlić sale. Dalila jeszcze raz rozejrzała się po pokoju i dopiero po chwili zauważyła swoich rodziców. Ruszyła pędem w stronę kominka i ze łzami w oczach rzuciła się w ramiona zdziwionej matki. Kobieta objęła ją czule i delikatną dłonią przeczesała jej złote włosy.
-Dziecinko.-Głos kobiety był spokojny i kojący.-Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy.
    Dziewczyna wytarła wierzchem dłoni mokre policzki i spojrzała na matkę. Jej brązowe loki spływały kaskadami na szczupłe ramiona, a spokojna zazwyczaj twarz była ściągnięta i wyczerpana. Dalila wyciągnęła rękę i chwyciła smukłą dłoń matki. Chciała coś powiedzieć jednak usłyszała za sobą cichy głos.
-Państwo Roberts.-Francuski akcent zabrzmiał w uszach dziewczyny dość nieprzyjemnie.-Nazywam się Manon Berlage i jestem dyrektorką tej szkoły. Nie chciałabym przerywać, jednak mamy wiele spraw do omówienia.-Dalila odwróciła się tyłem do rodziców. Manon uśmiechnęła się czule i gestem dłoni wskazała sofę.-Może usiądziemy?
   Państwo Roberts udali się posłusznie we wskazane miejsce, upychając córkę między sobą.
-Wiem, że naszą współpracę zaczęliśmy nie najlepiej...
-Nie najlepiej?!-Ojciec Dalili wstał z miejsca pąsowiejąc na twarzy.-Porwaliście naszą córkę!
-Panie Robert, dobrze zdaje sobie sprawę z wykroczenia, jakie popełniliśmy.-Manon przymknęła oczy po chwili znowu je otwierając.-Jednak sprawa pańskiej córki nie mogła czekać. Zdolności jakie posiada mogą stanowić dla niej zagrożenie. Chcemy jej pomóc.
-Jakie zdolności?!-Pan Roberts zacisnął ręce w pięść sprawiając, że jego kłykcie zbielały pod wpływem nacisku.-Dalila nie ma żadnych zdolności!
-Dalilo.-Dyrektorka spojrzała czule na dziewczynę.-Mogłabyś?
    Nastolatka kiwnęła niepewnie głową i wyciągnęła przed siebie dłoń. Skierowała wzrok na szklankę ustawionej na płaskiej powierzchni stołu. Skupiła się na niej, czując w palcach znajome mrowienie. Starała się pokierować tym dziwnym uczuciem w taki sam sposób jak uczyniła to po raz pierwszy, jednak naczynie nawet nie drgnęło. Sfrustrowana spróbowała jeszcze raz, jednak efekt był taki sam.
-Ha!-mężczyzna usiadł zadowolony nie spuszczając wzroku ze szklanki.-Mówiłem pani, że moja córka nie jest żadnym dziwakiem!
-Danielu.-Matka dziewczyny spojrzała zszokowana na męża.-Rozejrzyj się...
     Dalila poszła za przykładem ojca i przerażona tym, co zobaczyła natychmiast cofnęła rękę. Książki, które jeszcze przed chwilą unosiły się w powietrzu z ogromnym hukiem upadły ma podłogę wzniecając tumany kurzu. Dyrektorka nie zdawała się być w żaden sposób zdziwiona, natomiast pozostała trójka była w szoku.
-Wielkie nieba!-Przerażona Pani Isabelle Roberts zakryła usta dłonią.-Jak to możliwe?
-Pańska córka nie jest do końca człowiekiem.-Cała trójka spojrzała oniemiała na Manon.-Dalila jest jednym z Ens Melior.-Kobieta rzuciła dziewczynie wzrok pełen otuchy.- "Istota lepsza". Państwa córka rozwinęła w sobie dodatkowe procenty w mózgu, a co za tym idzie zwiększyła jego wydajność. Potrafi robić rzeczy, o których inni mogą pomarzyć. Nie wiemy jeszcze o ile procent Dalila wychodzi pond normę, jednak mamy pewność, że jest to dość wysoka liczba. Osoby, u których zmiany rokują na nawet 5 procent potrafią czytać w myślach, czy też biegać z prędkością dorównującą prędkości światła. Wszystko zależy od tego w jakim miejscu nastąpiła nadwyżka i za co dana strefa mózgu była odpowiedzialna.-Pani Berlage wzięła głęboki oddech i kontynuowała.-Mamy w szkole wybitnych uczniów. Wiemy jak poradzić sobie z tak uzdolnionymi uczniami, jak wasza córka. Jestem pewna, że będzie się tu dobrze czuć i nauczy się, jak kontrolować swoją moc. To najlepsze wyjście, zarówno dla niej, jak i dla państwa i jej przyjaciół.
-Rozumiemy położenie w jakim znalazła się nasza córka i dziękujemy za pańską pomoc.-Pani Roberts spojrzała najpierw na zszokowany męża, a potem na spokojną córkę.-Jednak musimy to przemyśleć. Nie proszę o zrozumienie, jednak niech postawi się pani na naszym miejscu. Dalila jutro zaczyna pierwszy dzień w nowej szkole. Ma tam przyjaciół i rodzinę. Jej przyszłość została już zaplanowana. Razem wybraliśmy już kierunek studiów, nie możemy teraz od tak zostawić wszystkiego, wyrwać jej z dotychczasowego życia. To nie jest łatwa decyzja.
-Rozumiem.-Pani Manon pokiwała w zamyśleniu głową.-Jednak proszę zastanowić się, co w tej sytuacji będzie najlepszym wyjściem. Zawszę chętnie przyjmiemy państwa córkę.-Francuska wstała i ruszyła do drzwi odprowadzając gości. Spojrzenie czarnych oczu staruszki spoczęło na Dalili.-Mam nadzieję, że się wkrótce zobaczymy.
  Dalila uśmiechnęła się niepewnie i w ślad za rodzicami ruszyła w stronę ich czarnej terenówki. Gdy wsiadała, po raz ostatni spojrzała na budynek Akademii. W jednym z okien mignęła jej brązowa czupryna Petera. Dalila miała nadzieję, że jeszcze tu wróci.

wtorek, 18 listopada 2014

Prolog

   Dalila zdjęła sandały i postawiła stopy na ciepły piasek. Już z daleka mogła słyszeć radosne śmiechy swoich przyjaciół. Był ostatni dzień wakacji. Dziewczyna chciała pożegnać swoją ulubioną porę roku najlepiej, jak potrafiła. Ruszyła hardo w stronę palącego się ogniska, coraz mocniej czując bijący od niego żar. Uśmiechnęła się szerzej, gdy zobaczyła roześmianą Sammy z butelką taniego winna w dłoni. Jasnowłosa dziewczyna podniosła się chwiejnie i z ogromnym uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę przyjaciółki.
-Dali!- Głos pijanej dziewczyny rozniósł się echem po plaży.-Myślałam, że już nie przyjdziesz.
-Rodzice.-Te jedno słowo wystarczyło, by w oczach Sammy pojawiło się zrozumienie.-Uciekłam przez balkon.
-Zuch dziewczyna!-Blondynka czknęła i upiła kolejny łyk z butelki.-Alkohol znajduje się w przenośnej lodówce, a nadzy chłopacy w wodzie, dlatego mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale mam ochotę do nich dołączyć!-Sammy wcisnęła dziewczynie pustą już butelkę i radosnym krokiem ruszyła w stronę ciemnego oceanu zdejmując po drodze kolejne części garderoby.
       Dalila patrzała jak ciemna postać jej przyjaciółki znika w odmętach wody, po czym usiadła przy ognisku wyjmując z lodówki puszkę z piwem. Rozłożyła się wygodnie na kocu przyglądając się czerwonym płomieniom. Nawet nie zauważyła kiedy ktoś przysiadł się do niej.
-Hej.-Dziewczyna aż podskoczyła, gdy usłyszała cichy głos.-Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.
-Nie, to nie twoja wina.-Dziewczyna spojrzała na swojego rozmówcę. Obok niej siedział młody chłopak o ciemnych włosach i jasnej karnacji. Patrzył na nią i uśmiechał się niepewnie, dłubiąc długimi palcami w ciepłym piasku.- Jestem Dalila Roberts.-Dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń. Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej odwzajemniając gest.
-Maks Daniels. Wiem, że to nie moja sprawa, ale czemu taka dziewczyna jak ty, siedzi tu sama, gdy wszyscy inni są tam.- Maks gestem głowy wskazał ocean.- To ostatni dzień słodkiej wolności. Naszym obowiązkiem jest go uczcić w nabożny sposób, nim znów zostaniemy zamknięci w szkole i obsypani mnóstwem pracy domowej, która tylko pożądany dźwig da radę uprzątnąć!-Dziewczyna roześmiała się na dźwięk rozpaczy w głosie chłopaka i poważnej miny, którą wszelką cenę starał się utrzymać. Maks również się roześmiał, po czym wstał i pociągnął ją za sobą. Dali nawet nie protestowała.
      Szli plażą w stronę oceanu, coraz głośniej słysząc śmiech uczniów wygłupiających się w wodzie. Takie żegnanie wakacji stało się już niemal tradycją w Weest High School. Co roku młodzież z tej szkoły przychodziła tu, ciesząc się ostatnim wolnym wieczorem. Jedni siedzieli grupkami na plaży, inni zaś pływali nago śmiejąc się jak małe dzieci. Nie ważne czy się znali, po prostu byli ludźmi chcącymi, by ten jeden wieczór był ukoronowaniem lata, co dawało im odrobinę więzi i zrozumienia. Potrzebowali tej ostatniej nocy zabawy, by następnego dnia z poczuciem lekkości i z podkrążonymi oczami dać się zamknąć w ich wspólnym " więzieniu ".
     Maks przystanął parę metrów od wody i zdjął koszulkę, po czym zaczął rozpinać pasek od spodni. Dalila spojrzała na niego zszokowana, na co on uśmiechnął się kontynuując czynność. Dziewczyna odwróciła się do niego plecami, zbyt zawstydzona, by cokolwiek powiedzieć. Po chwili usłyszała brzdęk paska i odgłos upadających ubrań.
-Czekam na ciebie w wodzie.-Dalila poczuła delikatne mrowienie na karku w miejscu, gdzie jego ciepły oddech musnął jej szyję.
     Chwile potem usłyszała głośny plusk wody i cichy śmiech. Odwróciła się powoli, wciąż zawstydzona i spojrzała na ocean oświetlany przez księżyc. W miejscu gdzie ciało Maksa zderzyło się z wodą wciąż rozchodziły się drobne kręgi. Zebrała w sobie całą odwagę i powoli zsunęła ramiączka swojej sukienki. Pozwoliła jej opaść na ziemię po czym trzęsącymi się dłońmi pozbyła się bielizny. Ruszyła powoli w stronę wody, pozwalając, by pierwsza fala delikatnie musnęła jej stopy. Coraz bardziej wystraszona ruszyła na głębszą wodę, by jak najszybciej ukryć swoje nagie ciało w jej odmętach. Nie chciała, by ktoś ją oglądał. Poczuła jak czyjeś dłonie obejmują ją w pasie i obracają ją delikatnie w przeciwną stronę. Naprzeciwko niej stał uśmiechnięty Maks. Krople wody jaśniały na jego nagiej skórze oświetlone przez promienie księżyca. Chłopak mrugnął do niej zawadiacko, po czym chwycił jej dłoń i pociągnął w głąb oceanu. Woda z każdym krokiem była coraz chłodniejsza i ciemniejsza, jednak on brnął na przód, sprawiając, że ciało dziewczyny drżało od lodowatego nacisku fal.
-Maks zwracajmy.-Dziewczyna chciała wyrwać swoją dłoń z jego uścisku, jednak ten chwycił jej nadgarstek jeszcze mocniej, niemal miażdżąc jej przy tym dłoń. Dalila syknęła z bólu i wolną ręką uderzyła chłopaka w plecy.-Co z tobą nie tak ?!
      Maks odwrócił się do niej, a miły wyraz jego twarzy znikł. Uśmiechnął się do niej szyderczo i brutalnym gestem przyciągnął do siebie, zmuszając ją by spojrzała mu w oczy. Jego spojrzenie wyrażało pogardę i niechęć.
- Cóż, wiele rzeczy jest u mnie nie tak. Zresztą tak samo jak u ciebie. Jestem już zmęczony i mam ochotę wrócić do Akademii, jednak muszę użerać się z tobą. To wcale nie jest przyjemna robota.-Jego głos przesiąknięty był jadem i złością, co sprawiło, że mimo silnego uścisku Dalila cofnęła się o krok. Była przerażona sytuacją w jakiej się znalazła.
-A teraz moja droga po prostu chodź za mną i miejmy to z głowy, bo mam już dość twojego towarzystwa. Czemu to ja zawsze trafiam na te niepoinformowane? Chyba będę musiał pogadać z panią Manon.-Chłopak wciąż zdenerwowany szedł przed siebie nie zwracając nawet uwagi na protesty dziewczyny. Przerażona Dalila wciąż starała się wyrwać, jednak była zbyt słaba. Wiedziała, że ludzie na brzegu są zbyt pijani by ktokolwiek zareagowała jeśli zacznie krzyczeć. Poza tym nie wiedziała do czego zdolny był ten chłopak i co jej zrobi, nim ktoś znajdzie ją w tych ciemnościach. Dziewczyna poczuła jak po jej policzkach spływają słone łzy. Nie chciała umierać. Kochała swoje życie. Kochała swojego sarkastycznego, ale ciepłego ojca i matkę artystkę, która żyła z głową w chmurach. Uwielbiała Sammy i jej zamiłowanie do wszystkiego co inne i zwariowane. Nie chciała ich tak po prostu zostawić. Wiedziała, że musi coś zrobić.
    Nagle poczuła dziwne mrowienie w prawej dłoni. Wyprostowała ją i dotknęła pleców chłopaka, pozwalając by dziwne uczucie zgromadziło się w opuszkach jej palców, po czym opuściło jej ciało. Zdziwiony chłopak poleciał parę metrów do tyłu uderzając plecami o spokojną taflę wody. Z gardła dziewczyny uleciał przerażony krzyk. Ze łzami w oczach zaczęła cofać się w stronę brzegu, jednak jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Co rusz potykała się o większe kamienie, czy kłody ułożone na dnie oceanu. Przy kolejnym upadku czyjeś silne dłonie chwyciły ją w pasie, nie pozwalając by wpadła pod wodę. Jej żołądek skurczył się do mikro rozmiarów, gdy zobaczyła, kto jest jej wybawcą.
-Jesteś niegrzeczną dziewczynką.-Chłopak uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów.-W innym wypadku chętnie bym to wykorzystał, jednak z bólem serca muszę kazać ci się uspokoić, jeśli nie masz ochoty uszkodzić sobie ważnych narządów ciała podczas teleportacji.-Dziewczyna chciała już się odezwać, jednak ten natychmiast jej przerwał.-Jeśli nie chcesz stracić języka, to radzę ci nie gadać. Po prostu zamknij oczy i się rozluźnij.-Dziewczyna była zbyt przerażona żeby protestować, więc posłusznie wykonała jego rozkaz.
    Chwilę potem poczuła zawroty głowy i silny ból brzucha. Przestała czuć chłód oceanu i szum fal. Ostatnim, co pamięta, był przerażony wzrok chłopaka i delikatny dotyk trawy. Sekundę później osunęła się w ciemność.